SRU-2-Alps blog

Dzień 31

Niemieccy sakwiarze ukradli mi skarpety. Te lepsze, trekkingowe, których miałem na początku dwie pary. Pewnie zwinęli przez przypadek jak zaczęło padać, kiedy poszedłem się kąpać w potoku. Nie prałem ich od tygodnia, więc wkrótce je wyczują w którejś z ośmiu sakw. Nie żal mi ich (skarpet) bo koledzy jadący na latanie wiozą mi ciuchy na powrót. Cały dzień siedzę w dolinie i zabijam czas, bo zostało mi tylko podejście do góry, a na jutro lekko ponad sto kilometrów prostego lotu w warunie, w którym mógłbym zrobić dwieście. Ale nie mów hop… Wrzucam fotę w lustrze, żeby nie były, że cały miesiąc idę w tych samych ubraniach. Cztery razy po praniu założyłem na chwilę inne.Podszedłem sobie pięćset metrów do wsi Casso. Wieś jest nad ogromną tamą, wody nie ma. Kiedyś była, ale przeciwna strona góry zaczęła nasiąkać i się osuwać. Zaczęto wypompowywać wodę, zbocze zjechało, fala zalała przeciwna stronę góry, a na dole zginęły dwa tysiące ludzi. Pięćdziesiąt lat temu. Miałem stamtąd pójść prosto na górę. To za proste, więc dołożyłem jeszcze dziesięć kilometrów do chaty, która jest na 1600m. Jak to zwykle bywa – im więcej czasu, tym mniej Na miejsce doszedłem o 22:00, z daleka widzę światła w oknie. Ktoś jest. Dziewczęca grupa harcerska z dwoma kolesiami… Bały się otworzyć drzwi. Idzie człowiek sam, przez cały dzień nikogo na szlaku, a tu takie coś. Łeb mi boli od słońca, a one bzyczą jak te baby z Dnia Świra cytowane trzy dni wcześniej, tylko jest ich pięć razy więcej. Mam miejsce na podłodze, trzeba było iść w las. Mają wyjść o 6:30 to może zaraz pójdą spać… 22:20 Karty wyciągnęły23:00 poszły na górę, bzyczą, ale trochę ciszej24:00 JA… @#@&£@! JAK KURY W KURNIKU.

Day 31

German bicyclers stole my socks. The better pair, trekking ones. I think they took them by mistake when it started to rain and I went to the stream to get a shower. I haven’t washed them for a week so they’ll feel them soon in one of eight sacks. I won’t miss them because my friends coming to fly from Lajnar will bring me some clothes. I wasted some time in the valley because I don’t need to hurry anywhere. I just need to go uphill and tomorrow I’ll have easy, 120km flight to Kobala. I went to Casso village. It’s above huge dam but there is no water. It was working some time ago but other side of valley began to soak and earth was about to slide down. They started to pump out the water, but huge amount of earth slided down anyway. Earth and wave killed two thousand people. It was just fifty years ago. I wanted to go straight uphill from there but it was too easy. I decided to go 10km further to bivacco hut at 1600m. The more time you have the less of it you have. I spotted light in a window from a long distance. Someone was there. A big group of girl scouts and two guys. They were scared to open the doors. I have some headache because of sun and OMFG how loud they were… Whole day I walked alone, I walked uphill in the darkness. I’ll sleep on the floor. I should go to the forest. They want to go away at 6:30 so I hope they’ll shut up soon.22:20 they started to play cards23:00 they went up, still talking but not that loud24:00 OMFG , like chickens in a coop.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top